wtorek, 31 grudnia 2013

Dzień 124: żyję mamo

Dowiaduję się od brata, że mama robi halo na całe internety, bo nie może się ze mna skontaktować o.O nie rozumiem w czym problem, ale nic.

Pies mi się dobija do drzwi.

Byłam dzisiaj z Poppy na basenie. Ale mają problemy z ogrzewaniem wody i woda taka niezbyt przyjemna i jacuzzi nie działa ;( a ja jeszcze mam 2 wejścia do wykorzystania do końca tygodnia.

Za tydzień już Lublin ^^

Co z sylwestrem?
Pewnie będę kończyć wiedźmina 2, albo może pogram dla odmiany w Lola i zobacze jak wiele ludzi spędza sylwestra grając w gry :D

edit: szczęśliwego nowego roku!



sobota, 21 grudnia 2013

Dzień 114: już prawie święta..

Już tak blisko święta, a dopiero co grudzień się zaczynał... Moja walizka pełna ubrań, prezentów i jedzenia. Bilet na autokar do Londynu wydrukowany. Już się nie mogę doczekać niedzieli C:
Na górze zdjęcie oczywiście naszej choinki, którą w koncu udało się wczoraj przyozdobić, choć musiałam bardzo kombinować, żeby Poppy nie straciła zainteresowania po kilku minutach. Bardzo łatwo się rozprasza..




Pozwolę sobie skopiować fragment z mojej prywatnej korespondencji i wkleić tu, bo naprawdę nie chce mi się tego 2 razy pisać :)
Ostatnio miałam taką sytuację, że potem pływając w basenie cieszyłam się jak glupia, że w ogóle mogę. Bo byłam o włos od czołówki na drodze gdzie koleś jechał minimum 60 mil/h. Wyglądało to tak, że jadę taką drogą boczną, która prowadzi do okolicznych wiosek. I dojezdzam nią do głównej ulicy, która prowadzi do miasta. Trudno powiedzieć, czy jest bardzo ruchliwa, bo różnie to bywa, ale przechodząc do sedna.. stanęłam na końcu, żeby się rozejrzeć, ale jako, że dołączam do ruchu, to w lewą stronę tylko zerknęłam na początku (pamiętajmy o ruchu lewostronnym), a później już się skupiłam na prawej stronie- czy mogę wyjechać. Patrzę puściutko więc wciskam gaz i skręcam w lewo, w tym samym momencie obracając glowę w kierunku jazdy i nagle patrzę, a tu jakieś 10 metrów przede mną koleś na moim pasie wyprzedza ciężarówkę. Jedyne co zdążyłam zrobić to z rozpędu zjechać trochę na bok i na szczęście się przecisnęliśmy wszyscy, nic się nie stało. Trwało to nie więcej niż 2 sekundy. Zanim zdążyłam w ogóle spojrzeć w lusterko już go nie było, tak pędził. Straszne. I gdyby nie fart i nasz wspólny refleks to pewnie skończyłoby się czołówką.
Dalej nie wiem, czyja to była wina- myślę, że po części nas obu, bo ja nie spojrzałam drugi raz w lewo zanim ruszyłam, ale z drugiej strony on nie powinien zaczynać wyprzedzać skoro widział że zamierzam się włączyć do ruchu. Bo jak się patrzyłam w lewo zanim wyjechałam to widziałam tylko ciężarówkę, jego jesczcze nie było nawet w polu widzenia...


Miałam ostatnio okropny dzień- najgorszy jaki mi się tu zdażył od początku pobytu.

Zaczęło się od tego, że rano Host Dad pojechał z Poppy po jej koleżankę Poppy L. Mi kazał ponanosić drewna na opał, rozpalić w kominku i ogólnie przygotować dom, bo Poppy L. miała zostać na 2 dni. Z Angelą, sprzątaczką troche pogadałysmy, zjadłyśmy no i musiałam jej zapłacić 120 funtów, bo Host Dad nie miał gotówki jak zwykle.
Kiedy przyjechali z choinką zaczeło się poszukiwanie ozdób świątecznych (6 wielkich kartonów) i stojaka na drzewko. Poszlismy na dół szukać no i znaleźliśmy. Wzięłam więc pudło na górę i zaczynam rozpakowywać. Po chwili przychodzi Host Dad z pustymi rękami i mówi: Oliwia idź na dół i przynieś tu wszystkie pudła. To mnie tylko troszkę zirytowało, bo szedł na górę-mógł wziąć chociaż jedno, tym bardziej, że były duże i niektóre dość ciężkie. No, ale oczywiście przyniosłam. Po czym, za chwilę podchodzi znowu i mówi mi, że ktoś wdepnął w psią kupę i mam to sprzątnąć. To już mnie bardziej zirytowało, bo dobrze wiedziałam, że nie ktoś, tylko on i czemu ja mam to sprżatać, skoro to nie mój pies, nie pisałam się na to i równie dobrze Poppy mogłaby to zrobić. Ale wzięłam co trzeba było i powoli zaczęłam czyścić dywan (8 plam...), chociaż nie było to łatwe. W tym czasie Host Dad i Poppy L. przynosili coś z samochodu.
Gdy skończyłam, wzięłam się znowu za choinkę, a Host Dad idąc na górę zapytał, gdzie jest pies, na co ja powiedziałam, że nie wiem (przecież już jest wystarczająco duży, żeby mógł sobie sam chodzić po domu!) i wróciłam do swojego zajęcia. Oczywiście, po chwili Poppy zajęła się czymś innym, Poppy L. też się szybko znudziła, więc zostałam sama z rozplątywaniem 5 łaćuchów i światełek...
Po jakimś czasie znowu przychodzi Host Dad i mówi: jak wtedy powiedziałaś, że nie wiesz gdzie jest pies to co z tym dalej zrobiłaś? Na co ja zupełnie zaskoczona mówię, że nic, zajmowałam się choinką. A ten na to, że pies jest na dworze (od strony ulicy, a tam nie ma ogrodzenia!). Więc ja szybko poleciałam na dwór i przynoszę psa i pytam:
-kto wypuścił tego psa?
-nie wiem, nie ja.
-przecież Ty wychodziłeś na dwór, nie ja.
-ale potem jeszcze pies tu łaził, a ja Cię zapytałem dużo później gdzie on jest (co jest nieprawdą!)

I w tym momencie po prostu we mnie się zagotowało, miałam mu ochotę wyrzucić, jak mnie wkurza, że nie umie się przyznać do błędu, że mógł uważać, albo poszukać go sam i że pies sobie drzwi przecież sam nie otworzył, a nikt inny z domu nie wychodził.
Ale na szczęście nadmuchałam się tylko i po prostu bez słowa odwróciłam się na pięcie i zaczęłam rozplątywać światełka, żeby się uspokoić. To nie pomogło, bo się tylko dalej podenerwowałam, że sama muszę robić tę głupią choinkę, a przecież nawet nie spędzam z nimi świąt, więc mi to wisi, czy będą tę choinkę mieli, czy nie.

I to jeszcze nie koniec.
Potem z dziewczynami oglądałam księżniczkę i żabę Disney'a, jadłyśmy pizzę i ogólnie było okej. Do czasu.
Po bajce dziewczyny chciały obejrzeć coś jeszcze, a miały ponad godzinę do pory spania, więc powiedziałam, że okej, macie godzinę- za godzinę przyjdźcie do mojego pokoju, albo ja przyjdę tu. Poszłam więc na górę i postanowiłam wziąć gorącą kapiel, żeby się trochę zrelaksować. Łazienka z wanną znajduje się w świezo-wyremontowanym, jeszcze pustym pokoju na poddaszu. Zamknęłam więc drzwi do pokoju i do łazienki (niestety nie było zamka). Leżę sobie w wannie i nagle słyszę, że dziewczyny idą. Coś zaczęły mi mówić, a ja do nich, że kończę kąpiel, a wy idźcie się pobawić (godzina jeszcze nie minęła). Ku mojemu zdumieniu i rozdrażnieniu zaczęły mi otwierać drzwi, chichotać, wrzucać psa, znowu zamykać i tak ciągle. A ja ani wyjść nie mogłam z wanny, żeby je odgonić, krzyki nie pomagały, a zimno mi nawiewało do łazienki.
Już naprawdę nerwy w strzępkach, ale udało mi się wyczaić moment nieuwagi i owinięta w ręcznik poszłam się ubrać, a następnie dosłownie poskarżyłam się Host Dadowi (skoro moje słowa dziewczyny olewały). Na co on powiedział Poppy, że to było niegrzeczne, a za chwilę do mnie, że mogłam poczekać, aż pójdą spać (!!!)

Jako uwieńczenie dnia pies ok 3 w nocy się zrzygał w moim pokoju. No dobra, myślę, kupy po nim sprzątam, więc i to posprzątam. Pochylam się z tekturą i workiem, a tuu cała ta sterta nieprzetrawionego żarcia rusza się od robaków. Myślałam, że zaraz sama zwrócę zawartość żołądka, gdy nagle pies zaczął to zjadać (do tej pory całą mnie skręca na to wspomnienie). Więc musiałam jedną ręką go odpychać, a drugą jakoś to sprzątać. Masakra. Z samego rana od razu oświadczyłam rodzince, że ten pies już więcej nie mieszka w moim pokoju.

Wczoraj dali mu i Oskarowi tabletki na odrobacznie, więc mam nadzieję, że już będzie spokój, ale i tak FUUUUUUUUUUJ!!!!


 
 Dzisiaj z rana rodzinka wybyła chyba do Londynu, wrócą jutro po południu z gośćmi. Na szczęście ja o 17 wybywam z tego domu i wracam dopiero 26..
Więc teraz mam cały dzień, noc i pół dnia na obijanie się iii może Wiedźmin 2??? ;>

Przy okazji wesołych świąt wszystkim, którzy czytają :)




środa, 18 grudnia 2013

Dzień 111: All I want for christmas is... snow!

Aktualizacja, bo dawno nic nie pisałam.

1. Toby rośnie jak na drożdżach, z Oskarem bawią się praktycznie zawsze, gdy się widzą... tak, Toby dalej mieszka w moim pokoju, co przeklinam, bo zdążył mi już 2 razy pogryźć najukochańsze koturny z Aldo, również moja gąbka została podzielona na 200 kawałeczków i poroznoszona w każdy zakątek pokoju, papier totaletowy to norma, jak zapomne zamknąć drzwi do łazienki- jest jeszcze bardziej kłopotliwy niż gąbka, a ostatnio to dokonał niemożliwego- z łóżka zwisał kawałek paska, więc jakimś cudem do wyczaił, ściągnął go i przy okazji zrzucając szczelnie zapakowane torebki z herbatą. Już 2 dzień mój pokój wygląda jak po sianiu maku, ale jakoś się nie mogę zebrać, żeby przynieść odkurzacz 4 piętra w górę, a później zanieść znowu na dół... Wracając do tematu psy dogadują się super, na spacery chodzimy teraz we 3 i z początku Toby szybko się męczył i zaraz prosił na ręce, a teraz biega i skacze, choć nie dalej niż 10 metrów ode mnie :)
 'gryzę ciapy mojej pani, a jak patrzy to się chowam'
'tak śpię, gdy moja pani jest zjaęta'



'a tak, gdy jest zajęta przeze mnie'

'a czasem śpię tak... na łóżku ;) '

2. Dzisiaj cały dzień okropnie wieje, ale generalnie pogoda jest ładna- za ładna, jak na zimę. Ja się pytam: gdzie jest śnieg?! Bo jakoś świąt nie czuję...
A'propos świąt- wigilię spędzam z przyjaciółmi w Londynie. Robimy polską wigilię, 12 potraw i prezenty. Będzie nawet narysowana choinka i bombki! A po wigilii, kto wie, może jakaś impreza? Nigdzie jeszcze nie byłam na imprezie 24 grudnia... ;) Z tymi potrawami jest tylko jeden problem- nie mogę znaleźć śledzi :O

widok z mojego okna nad ranem :)

3. Co dalej? Ach, przytyłam 10 kg! Z 50 kg zrobiło się 60... Wiem, że po części to mięśnie, ale i tak dużo za dużo. Nigdy w życiu nie przytyłam więcej niż 55 kg, 50-53 max. Więc teraz czuję dziwnie, grubas, ale wierzę, że po powrocie do polski będę więcej się ruszać, bo tu mam za dużo dobrego jedzenia plus w ciągu tygodnia oprócz spacerów to siedzę tylko przed komputerem i przechodzę Wiedźmina (1 część).
Chodzę też na basen 2-3 razy w tygodniu. Wykupiłam taki karnet 12 wejść za 44 funty. Wejścia nielimitowane czasowo i zostało mi już ze 3 lub 4 i dopiero wczoraj ogarnęłam się, że mam tam w cenie jacuzzi! Które jest non-stop puste. Jak to odkryłam to siedziałam ponad 40 min w bąbelkach :D
Jutro powtórka :D

4. W czwartek zabrałam Poppy pociagiem do Londynu. Tam odstawiłam ją do 5 gwiazdkowego hotelu Royal Horseguards tuż przy Tamizie, do mamy. Hotel niesamowity- najbardziej urzekło mnie lobby, gdzie kobieta grała na gigantycznej harfie, dla wszystkich, którzy przesiadywali w wielkich, pięknych fotelach. Ogólnie to nie da się opisać- po prostu  l u k s u s. One poszły na balet- dziadka do orzechów, a ja pojechałam na Camden Town na moją ulubioną chińszczyznę. Tzn wzięłam 3 porcje i przywiozłam do żydowskiego Hendon Central. Wieczorkiem pomogłam odrobinę Adamowi z pracą, przy czym Karolina robiła ciągle projekt na studia, nawet gdy ja i Adam oglądalismy 7 część Harry'ego Potter'a popijając cydrem truskawkowo-limonkowym :3
Rano poczekałam, aż zjedzą zupę z kostki rosołowej z makaronem i Karolina poszła na uni, a ja wróciłam do domu.
Jeszcze tego samego dnia wsiadłam w samochód i pojechałam do Ani do Tenterdam (50 min jazdy). Miasteczko małe, ale przeurocze. Poszłyśmy do chińskiej restauracji, gdzie zamówiłyśmy fiestę nr 2. Warta była 20 funtów od osoby. Najpierw dostałysmy przystawki- sałatkę ze słodkich, prażonych nori, szaszłyczki z wołowiny w sosie z masła orzechowego i czekolady (pyyycha!), krewetki w cieście, kawałki kurczaka w cieście i wielkie żeberka w jakimś sosie. Później dostałyśmy przystawkę nr 2 czyli sos hoi-sin, kawąłki ogórka, jakieś cienko pokrojone warzywo, przepyszne kawałki chrupiącej kaczki (poezja  ) i naleśniczki podejrzewam, ze jakieś ryżowe. I z tego wszystkiego robiło się takie małe naleśniki/tortille. Bardzo mi to smakowało. Na danie główne dostałyśmy wielką michę ryżu, z której nakładało się pożądaną ilość do indywidualnych małych miseczek. Do takiego ryżu dobierałyśmy sobie dodatek np kurczaka w sosie słodko kwaśnym, albo jakieś warzywa w sosie, owoce morza z warzywami w sosie lub wołowinę z warzywami w sosie. Podsumowując: naleśniczki z kaczką, kurczak w sosie słodko-kwaśnym, sos z masła orzechowego i sałatka z nori -> ♡ ♡ 
Później poszłyśmy do pubu, który oddawał w 100% wyobrażenie o angielskich pubach- wszystko z drewna, lekki bałagan, muzyka na żywo, śmiechy, rozmowy, ludzie stali z lagerami (to takie niby piwo, ale takie kremowe, delikatne i bez gorzko-kwaśniego smaku) w rękach i rozmawiali, chociaż miejsc siedzących nie brakowało. Zostałyśmy tam chyba do 1:30- udało nam się załapać na nieoficjalną muzykę na żywo- czyli mężczyzna grał na gitarze, a jakaś dziewczyna pięknie śpiewała, a na refrenach wraz z nią reszta ludzi. Później się zabierałysmy za scrabble, ale właściciel już chciał zamykać, więc wróciłyśmy do domu :)

Jak coś mi się przypomni to napiszę niedługo. Teraz filmiki i reszta zdjęć:

 naleśniki z mąki pełnoziarnistej z mielonym (właściwie to jest wegetariańskie mięso, ale bez różnicy prawie), szpinakiem i mozzarellą, polane sosem czosnkowo-koperkowym.
 tortilla z mięsem mielonym, papryką, rukolą, majonezem
moja ulubiona tortilla z paluszkami krabowymi, zieloną fasolką, majonezem i parzonym, wędzonym łososiem
 przed jakimś wyjściem- tak, żeby niektórzy nie zapomnieli jak wyglądam ;)

włosy takie długie i takie denerwujące, ze ścinam po powrocie

piątek, 22 listopada 2013

Dzień 85: Toby

W środę przyjęliśmy do domu nowego mieszkańca- psiaka, który jest krzyżówką Labradoodla i Labradora. Anyway, fajny szczeniaczek, ale kto się nim będzie opiekował? Oczywiście ja. Więc teraz zostałam psią mamą. W nocy śpię tylko tyle co psiak, bo jak się obudzi to muszę go z łóżka zdjąć, przypilnować, zeby się wysiusiał na specjalną matę, a później głaskać go gdy się upomina podczas zabawy (bo jak nie, to szczeka). Jak już skończy to musze go znowu zabrać na łóżko i śpimy. W dodatku Poppy u mnie nocuje ostatnio i budzi się 5:30 i co 5 min pyta, która godzina, albo łazi po pokoju i do mnie coś mówi. Są jednak tego plusy, od środy Host Dad zabiera Poppy do i ze szkoły, a ja siedzę sobie non stop w ciepłym pokoiku.
Reaguje już na 'sit' i zwykle przynosi piłęczkę, chyba, że goniąc za nią czymś się rozproszy :)
https://www.facebook.com/photo.php?v=719149781448170&notif_t=like







 Toby w swoim [moim?] łóżku ;)

 a tak śpi na nogach swojej pani ;)

sobota, 16 listopada 2013

Dzień 79: leniwa sobota

Dzisiaj cały dzień albo spałam albo grałam, teraz oglądam serial ;)

Ostatnio zmieniłam coś, mianowicie zaczęłam się zdrowo odżywiać... chociaż słodyczy jeszcze do końca nie odstawiłam ;) to nie takie łatwe!
Tak więc ryby, dużo warzyw, owoców i zero oleju, czy soli ;)

 koktajle: mango,banan, jabłko, miód, woda ; awokado, banan, jabłko, miód, mleko, woda;

 Kurczak 'smażony' na wodzie, pełnoziarnisty ryż, jajecznica z białek, zielona fasolka i cukinia na parze.

pieczony łosoś (z odrobiną wody na dnie), pełnoziarnisty makaron, miks sałat z rukolą

deser: mango, maliny, truskawki, banan i borówki :) (na szczęście nie ja płacę za te wszystkie pyszności)

Mam jeszcze inne zdjęcia, ale aparat został w kuchni (3 piętra niżej), więc kiedy indziej wrzucę :)

Poza tym toooo w czwartek zapomniałam wziąć okularki do pływania na basen, więc było trochę ciężko spędzić tam więcej niż godzinę. Po basenie pojechałam do warsztatu, bo w środę tłumik spadł z tych rączek, czy czegoś na czym się trzyma, więc musiałam pojechać po dwie środkowe gumki, które go trzymają. Byłam tam o 10. Zamówili je i powiedzieli, że dostawa wyjeżdża o 11:30, więc koło 12 powinno być. Poszłam więc na rynek na kawę i słodkie bułeczki i wróciłam. Okazało się, że coś innego przysłali więc w rezultacie czekałam ponad 3 h na jakies głupie gumki. W dodatku był to dzień z cyklu 'chce mi się spać cały dzień', więc marzyłam, żeby się zdrzemnąć, ale jak wróciłam to tzreba było psa na spacer wziąć i zaraz znowu po Poppy jechać, więc dzień był okropny.

Chyba to wszystko, nic poza tym się nie dzieje..

środa, 13 listopada 2013

Dzień 76: basen!

Ogarnęłam sobie basen w Canterbury. 50 metrów długości i prawie 4 m głębokości, jakieś 7 torów.. a moze 10? Nieważne, dopóki nie jest zbyt tłoczno. Kupiłam karnet na 12 wejść za 44 funty. Trochę drogo, ale za to mogę w basenie spędzić nawet cały dzień, jak dam radę, bo czas jest nielimitowany :) Ale będę chodzić tylko we wtorki i czwartki na 9, zaraz po tym, jak odwiozę Poppy do szkoły.

Wczoraj też zrobiłam spore zakupy.. porównywalnie zakupy na tydzień dla 4 osób wynosiły mnie zwykle 70 funtów, w tym tygodniu juakieś 120 łącznie, ale nakupiłam dużo ryb, mięsa (schabowe zamierzam niedługo zrobić nawet! :D), mnóstwo owoców, warzyw, pełnoziarnisty makaron i ryż i dużo innych min musli z orzechami, które idę jeść :)

środa, 6 listopada 2013

Dzień 69: co na prezent?

W niedzielę są urodziny Host Dad. Chciałam mu kupić taki gigantyczny kubek, bo on takie uwielbia, a ma tylko jeden, który muszę co chwilę myć, bo w innym herbaty nie wypije.. No, ale nie mogę nigdzie znaleźć. Są na ebayu, ale nie zdążę do neidzieli. Muszę wymyślić coś innego....

Poza tym to dni jakoś mijają, bez pośmiechu, ale i nie za wolno.

i tak jak obecałam:
We wtorek byłyśmy z mamą i Poppy w Dover, gdzie są słynne białe klify. Przyznam szczczerze, że rzadko podobają mi się miejsca, które są atrakcyjne tylko ze względu na jakieś ładne widoki, ale białe klify bardzo mi się podobały i chciałabym tam jeszcze wrócić.












 takie greckie,,,