niedziela, 29 września 2013

Dzień 33: aupairs

Wczoraj wieczorem pojechłam samochodem do Wye, zostawiłam go na parkingu i Moniq zabrała mnie blondynkę na W., Niki i Simona do Ashford. Tam spotkaliśmy się z Jenny. Wszyscy z Niemiec lub Austrii. Głównie mówili po niemiecku, większość ku mojemu zdziwieniu rozumiałam, ale jak nie rozumiałam to przechodziliśmy na angielski. Poszliśmy do pubu. Pub mi się zawsze kojarzy z zaniedbanym miejscem, gdzie śmierdzi frytkami i siedzą stare pijaki. Natomiast ten był wieeelki, całkiem nawet elegancki. Tłumy ludzi.. wszyscy się śmieją, rozmawiają, tańczą do głośnej muzyki. Ogólnie bardzo przyjacielska atmosfera. Oni wzięli wino, ja piłam koktajle- lemoniada z sokiem żurawinowym, miętą i limonką była przepyszna! Później poszliśmy do klubu, bo tu dopiero od 23 są otwarte. Wyszliśmy koło 1, poszliśmy do KFC, posiedzieliśmy jeszcze na ławkach, bo w KFC w nocy mozesz zamówić, ale tylko na wynos. I w końcu Miniq zawiozła mnie do Wye i wróciłam do domu. Host Dad zostawił mi tylnie drzwi otwarte, ale pracownicy nie wiedzieli i zamknęli. Więc niestety musiałam dzwonić na domowy i budzić wszystkich..

Po rozmowie z innymi aupairs doszłam do wniosku, że naprawdę mam świetne warunki pracy. Mam 1 dziewczynke 8 letnią i 1 psa, sprzątaczka, ogrodnik są, więc mam ułatwioną pracę + Host Dad jest ciągle w domu, bo nie pracuje. I za to zarabiam 85 funtów za 5 dni + co tydzień ok 10-15 funtów za dodatkowe prace. Natomiast np. Niki ma 4 dzieciaków w różnym wieku, musi sprzątać cały dom i zarabia tylko 65 funtów. Dziewczyna na W. zarabia 80 funtów, ale też musi sprzątać i ma malutką dziewczynkę do opieki, jakoś 19 miesięcy chyba ma. Simon powiedział tylko, że zajmuje się 6 letnim chłopcem, który jest wyjątkowo głupi, a Moniq nie pamiętam. Jenny nie pytałam.
Więc moje warunki są dobre, ale jak np zobaczyłam jakimi samochodami jeżdżą inni to szczerze zazdroszczę. Moniq ma Jaguara, Jenny Mercedesa podobnego do Mercedesa mojego Host Dad. Natomiast ja jeżdżę starą Astrą i nie mam nawet radia... chyba poproszę Jeremiego żeby mi kupił i odjął od mojej wypłaty, bo tak to nie mogę się doprosić :C

Dzisiaj skakałyśmy z Poppy na trampolinie, wystarczyło 30 min a ja już nie miałam na nic siły, Poppy też.

sobota, 28 września 2013

Dzień 32: już... 32

kilka szybkich informacji:
  • studia w Nowej Zelandi są okropnie drogie dla obcokrajowców! jak żyć
  • mozliwe, że święta spędzę w Londynie, bo drogie bilety, trzeba oszczędzać
  • jutro... dzisiaj wieczorem spotykam się w końcu z innymi aupairs z mojej okolicy...
  • Michał był dzisiaj na pierwszej rozmowie o prace i prawie na pewno ją dostanie ;)
  • dzisiaj był pracowity dzień... sprzątałam sprzątałam i sprzątałam i nawet umyłam trampolinę! jest wieeeelka i mam zamiar na niej skakać i skakać... razem z Poppy oczywiście :)
koniec! czas spać.

czwartek, 26 września 2013

Dzień 30: lekcja muzyki

Tęsknię za moim peugeotem 307 !
Teraz jeżdżę starym Oplem Astra, w którym nie działa tylnia wycieraczka, lewe okno się nie otwiera, lewe lusterko sie nie przestawia, to coś co zasłania od światła trzyma się tylko na 1 haczyk, nawiew działa tylko na najwyższym stopniu i wtedy jest głośno i śmierdzi i cały kurz z wnetrza wywiewa mi prosto w twarz. I najgorsze co- nie ma radia! Musze sobie puszczać z telefonu, ale co to za muzyka? Prosze Host Dad'a o radio, ale on 'boi się podwajać wartość mojego auta'....  Poza tym rzęzi okropnie. Dobrze, że to chociaż automat...


Kończąc narzekanie- miałam dzisiaj przyjemne popołudnie. Po szybkiej kolacji odrabiałyśmy z Poppy pracę domową, a później ona miała przez 10 min ćwiczyć grę na flecie. Skończyło się tak, że ponad 30 min grałyśmy razem, raz ja, raz ona, czasem śpiewałyśmy gdy druga grała no i pierwszy raz w życiu nauczyłam się płynnie grać z nut :D
Najważniejsze, że Poppy też się podobało, bo potraktowała tę naukę jak zabawę, a nie jak karę :)

wtorek, 24 września 2013

Dzień 28: różnice Polska-Anglia (księstwo Kent)

Na pewno większość z was jadąc za granicę na dłużej zastanawia się czym się ten kraj różni od mojego, jak powinienem się zachować, czy nie popełnię faux pas itd.

Dlatego zbierałam kilka informacji, na powstawie pobytu w okolicach Canterbury. Nie wiem jak jest w innych regionach. Mówię jak jest tu:

1. Kultura osobista- chyba wszyscy wiedzą, że Anglicy są niezwykle mili i grzeczni, po prostu dobrze wychowani. Pytanie ''How are you?'' (jak się masz?) jest tu tak normalne jak oddychanie. Oczywiście jeśli jest to ktoś kogo dopiero poznajesz, albo znasz niezbyt dobrze zawsze trzeba odpowiedzieć ''I'm fine, and you?'' (dobrze, a ty?). Oczywiście są dopuszczane inne warianty, ale podsumowując trzeba być miłym. Dziękuję, proszę również są nieodłączną częścią mowy, czy zwracamy się do znajomego, czy nie, czy do babci, czy męża, czy koleżanki, czy dziecka.
Romawianie o pogodznie tutaj jest zupełnie poważne i nie można tego ignorować. W przeciwieństwie do Polski, gdzie zwykle rozmawia się o pogodzie w ironicznym tonie.
2. Jeżdżenie i chodzenie- wszyscy wiedzą, że jeździ się tu drugą stroną ulicy i chyba nikogo nie zdziwi, że jeżdżenie tutaj jest niesamowicie przyjemne. Dużo skrzyżowań o ruchu okrężnym, więc korków mało, ruch jest płynny, bo tu ludzie się rzadko spieszą, a jak się spieszą to inni ich wpuszczają. Wszyscy są mili, zawsze trzeba podziękować oczywiście. Zawsze wypada kogoś wpuścić. Np. jeśli chcesz wyjechać w prawą stronę, to patrzysz w prawo i czekasz ktoś Cię wpuści, wtedy wystarczy lekko wyjechać i zaraz ktoś z lewej Cię wpuści. Nie ta jak u nas- czekasz aż będzie pusto, lub na chama się wpychasz i słuchasz trąbienia i epitetów na swój temat. Jeżdżac tu od miesiąca ani razu nie słyszałam żeby ktoś trąbnął.
Np. na rondach nie ma pasów (i w wielu miejscach), ale w domyśle jadąc lewa stroną trzymasz się lewej, jedziesz prawą-trzymasz się prawej. Proste.

 Jeśli chodzi o bycie pieszym.. Nie ma tu nigdzie zebry (w Londynie są, tu nie), przejście dla pieszych jest zawsze przy światłach i w miejscach gdzie widać, że chodnik się obniża. Nawet jeśli się spieszysz i musisz przejść w miejscu niedozwolonym- ludzie to zrozumieją, więc nie będą na Ciebie trąbić, tylko ustapią,(ale nie należy tego nadużywać).
Co więcej, nawet na dużym skrzyżowaniu ze światłami.. nie ma świateł dla pieszych- przechodzisz kiedy jest wolne! W Londynie są światła dla pieszych, ale tak naprawdę przechodzisz też na czerwonym o ile zdążysz przed samochodem i policja nic Ci z tego powodu nie zrobi ;)
Jeszcze co do chodzenia.. U nas jeździsz prawą stroną, więc na chodniku też chodzisz prawą stroną. Przypuszczać można, że tu jest to samo tylko lewą stroną. Otóż nie do końca. Tak naprawdę to ludzie częściej chodzą prawą stroną niż lewą, ale zwykle to jest po prostu chaos. Jeśli chodzi o schody ruchome to jeśli chcesz stać to stoisz maxymalnie przy prawej stronie. Jak ktoś chce iść to ma wolną całą lewą część.
3. Restauracje- tu w sumie nic za bardzo się nie różni, poza tym, że jeśli siądziesz to kelnerka przyniesie Ci menu i zwykle od razu zamawiasz picie. Ona idzie po picie, Ty w tym czasie wybierasz. Gdy Ci przynosi, mówisz co chcesz. Oczywiście jest to kwestia dogadania. Robisz jak chcesz.
4.Zakupy- zwykle robię zakupy w jednym supermarkecie- ASDA. To coś jak nasz Carrefour czy Leclerc. Masz wszystko, co trzeba. Natomiast co zauwazyłam w kilku sklepach- to sprzedawca pakuje Twoje zakupy, chyba, że powiesz mu, że Ty to zrobisz. Reklamówki są za darmo, ale dużo ludzi nosi swoje,
Jeśli nie możesz czegoś znaleźć- nie bój się zapytać pracownika, wskaże Ci kierunek,

 jeśli coś jeszcze mi się przypomni, albo odkryję coś nowego- dam znać ;)

Na koniec dzisiejszy obiad i deser. Czyli makaron z brokułami w sosie z filecików z sardeli + mikrofalowy cupcake czekoladowy!





sobota, 21 września 2013

Dzień 25: poprawiaczhumoru

Wiem, że mam oszczędzać kasę. Ale w końcu ten dzień musiał nastąpić. Poza tym wszystkie przykre sprawy i monotonność dały mi bardzo w kość. Więc cóż może być lepszego dla kobiety, która jest w mojej sytuacji niż... zakupy!

Z rana wzięłam swoją wypłate z tego tygodnia (90£+10£ jutro) i pojechałam do miasta. Zostawiłam samochód niedaleko od centrum (żeby nie płacić oczywiście) i powolutku poszłam w kierunku rynku. Po drodze zrobiłam tylko jedno zdjęcie:



Pierwsze to zachaczyłam o kilka sklepów i zmontowałam Rulce prezent urodzinowy, który następnie wysłałam na poczcie. Później kontynuowałam zwiedzanie sklepów. Kupiłam żelki! Nie mogłam się powstrzymać. Wyobraźcie sobie wielki pudrowo-różowo-biały sklep ze ścianami obwieszonymi półkami z żelkami. Duuużo dużo rodzajów. 100g za 99p.



Zajrzałam do królewskiego muzeum i biblioteki. Zjadłam tortille w meksykanskiej restauracji. Wsparłam 2 grajków ulicznych- skrzypce w takim klimacie hmm szkockim? i jednego chlopaka na gitarze, który spiewał. super glos i w dodatku siedzial w przejsciu podziemnym gdzie smierdziało sikami, wiec szkoda mi go było. Jeszcze słuchałam dziewczyny która na flecie bocznym grała muzyke z Władcy Pierścieni. I oczywiscie przejrzałam parę sklepów. W Marks&Spencer był dużo fajnych rzeczy, ale powstrzymywałam się jeszcze wtedy. Ale jak zobaczyłam buty i plecak to musiałam je kupic. I jeszcze na koniec pasującą kurtke w New Look. <3

Prędzej czy później bym nie wytrzymała i zrobiła zakupy ciuchowe, wiec może i lepiej, że teraz, bo od wielu dni w końcu mam dobry humor :)

piątek, 20 września 2013

Dzień 24: Trzeba sobie coś ogarąć

Na razie jeszcze mi się nie nudzi, ale strasznie się boję, że w końcu oprócz pracy, oglądanie filmów, granie i czytanie mi się znudzą. I co wtedy? Na zajęcia żadne się nie zapisała. Od czasu do czasu wypady do Londynu, ale co poza tym? 

Mam małe zaległości we wstawianiu zdjęc, wiec dzisiaj powstawiam zdjęcia jedzenia, bo nie mam nic innego, ciekawego.

Ah, kilka zdjęć z Londynu :)








kurczak z cebulka, makaron i warzywa. ulubione danie Poppy

tortellini z sosem serowym i pomidorkami. wczorajszy obiad

deser z galaretki z bananami. niestety Poppy nie chciała

Łosoś pieczony ze szpinakiem, szparagami i z makaronem.

Deser z mango, jogurtu i mielonych migdałów.

Zwykła zapiekanka makaronowa z sosem pomidorowym i serem.

Frittata z groszkiem i szynką. Bardzo mi podpasowała :)

Mogę sobie pozwolić na takie gotowanie, bo dla nich wydać 80£ na jedzenie to drobiazg. Dlatego niczego mi tu nie brakuje, a jak brakuje to kupuję. Akurat robienie zakupów jest jednym z najfajnieszych zajęć tutaj :)

wtorek, 17 września 2013

Dzien 21: burzliwe czasy

Czuje fatalnie.
Michal wylecial w niedziele 22:05. Odwiozlam go metrem. Jest smutno, glownie przez swiadomosc, ze jest na drugim koncu swiata, na drugiej polkuli i to na rok. Musze sie przyzwyczaic, skupic na pracy.

Wczoraj do pozna prasowalam, zeby sie zmeczyc i pojsc do lozka i zasnac od razu, bez myslenia.

Jeszcze jakby tego bylo malo- kot, ktorego mam odkad pamietam chyli sie juz nad grobem. Przewlekla niewydolnosc nerek go meczy...
Nawet nie mialam czasu sie z nim pozegnac.

Wstawiam zdjecia z katedry, bo nie wiem, co pisac