niedziela, 1 września 2013

Dzień 4: outgoing day

Tak właśnie nazwałam dzisiejszy dzień, bo od 10 do 22 byłam w domu łącznie 40 min :)

Zacznę od początku.
Olałam budzik o 8 i wstałam o 10.
Ledwo poszłam do łazienki wziąć prysznic, bach, ktoś puka.
Host Dad.
I oznajmia mi, że dzisiaj idzie z bratem i kimśtam żeglować, więc jeśli chcę to jestem mile widziana, ale za 30 min na dole.
Jeszcze przez pół minuty byłam ciut zmieszana, bo w sumie to nie jest moje ulubione zajęcie, ale taka okazja mogła się już nie powtórzyć.
No więc szybciutko się zebrałam i pojechaliśmy. Ja, Host Dad, jego brat i tata mojej Host Mom :)

Co mnie tutaj przygnębia, że wszyscy są mega zadowoleni z pogody (no, w sumie to jest ciągle słońce), chodzą w sukienkach, koszuleczkach, szortach, a ja długie spodnie i koniecznie bluza lub sweter, bo wciąż mi zimno.
Więc gdy ja skulona, opatulona walczyłam z wiatrem, cała reszta w krótkim rękawku piła sobie herbatkę z mlekiem bez cukru.

Chciałabym napomnieć, że Host Dad użył rano słowa sailing (z ang. żeglowanie), a całą drogę do Queenborough (gdzie zjedliśmy lunch-kanapki) z Gillingham (gdzie był port) płynęliśmy na włączonym silniku. Z powrotem oczywiście też. Więc gdzie tu żeglowanie?

Narobiłam milion zdjęć, więc pozbijałam je w kolaże i dodam pod koniec.

Gdy wróciliśmy (18:05) okazało się, że w Waltham jest coroczny wielki piknik dla mieszkańców tego miasteczka. Jakiśtam lokalny zespół grał, później niby-dancing. Oczywiście plac zabaw, boisko i miejsce do strzelania z łuku dla dzieci. I przede wszystkim grill, stoliki i każdy ze swoim koszem jedzenia.
Było miło. Dużo biegałam z Oscarem i bawiłam się z Poppy, ale też poznałam jakąś miejscową młodzież (i tak już nie pamiętam kto, jak się nazywał) i sąsiadów.

Wróciliśmy późno, milion zdjęć do przebrania, więc i wpis tak późno. Jutro jednak zostaję raczej w domu, to może wstawię zdjęcia pokoju.

Na sam koniec dodam, że w końcu się przestawiłam na angielski. Już nie zaczynam zdań od polskich słów, nie zastanawiam się jak powiedzieć coś po angielsku i nawet już nie myślę po polsku, więc jestem z siebie zadowolona, chociaż długo mi to zajęło (jak na te warunki).

Ok, teraz zdjęcia...



pozdrawiam Rulkę, która już zasypia, ale wytrwale czeka na mój wpis!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz