sobota, 21 września 2013

Dzień 25: poprawiaczhumoru

Wiem, że mam oszczędzać kasę. Ale w końcu ten dzień musiał nastąpić. Poza tym wszystkie przykre sprawy i monotonność dały mi bardzo w kość. Więc cóż może być lepszego dla kobiety, która jest w mojej sytuacji niż... zakupy!

Z rana wzięłam swoją wypłate z tego tygodnia (90£+10£ jutro) i pojechałam do miasta. Zostawiłam samochód niedaleko od centrum (żeby nie płacić oczywiście) i powolutku poszłam w kierunku rynku. Po drodze zrobiłam tylko jedno zdjęcie:



Pierwsze to zachaczyłam o kilka sklepów i zmontowałam Rulce prezent urodzinowy, który następnie wysłałam na poczcie. Później kontynuowałam zwiedzanie sklepów. Kupiłam żelki! Nie mogłam się powstrzymać. Wyobraźcie sobie wielki pudrowo-różowo-biały sklep ze ścianami obwieszonymi półkami z żelkami. Duuużo dużo rodzajów. 100g za 99p.



Zajrzałam do królewskiego muzeum i biblioteki. Zjadłam tortille w meksykanskiej restauracji. Wsparłam 2 grajków ulicznych- skrzypce w takim klimacie hmm szkockim? i jednego chlopaka na gitarze, który spiewał. super glos i w dodatku siedzial w przejsciu podziemnym gdzie smierdziało sikami, wiec szkoda mi go było. Jeszcze słuchałam dziewczyny która na flecie bocznym grała muzyke z Władcy Pierścieni. I oczywiscie przejrzałam parę sklepów. W Marks&Spencer był dużo fajnych rzeczy, ale powstrzymywałam się jeszcze wtedy. Ale jak zobaczyłam buty i plecak to musiałam je kupic. I jeszcze na koniec pasującą kurtke w New Look. <3

Prędzej czy później bym nie wytrzymała i zrobiła zakupy ciuchowe, wiec może i lepiej, że teraz, bo od wielu dni w końcu mam dobry humor :)

1 komentarz:

  1. Te karmelki wyglądają bardzo smacznie, tylko nieco jakby były twarde jak kamień :)

    OdpowiedzUsuń